palącą zazdrością, lecz z czystym umiłowaniem piękna..
palącą zazdrością, lecz z czystym umiłowaniem piękna... Mgły zgęstniały, z trudem mogła już dostrzec Lancelota klęczącego u jej boku, ale przed sobą ujrzała wyraźnie Galahada, klęczącego tuż przy ołtarzu w takiej drugiej świątyni, jego uniesiona twarz jaśniała, odbijał się w niej blask... oraz zrozumiała, że on więc wejrzał poprzez mgły oraz że on z kolei zobaczył świątynię w Avalonie, oraz taki ołtarz, na którym stał Graal... Usłyszała, jak w tym drugim kościele dzwonią małe dzwoneczki, usłyszała też... nie wiedziała, czy to słowa tego księdza, który okazuje się tu, w Avalonie, czy tego z Ynis Witrin... ale w jej umyśle był to łagodny głos Taliesina... „Gdyż takiej nocy, której nasz Pan został zdradzony, wziął kielich, błogosławił oraz podawał swoim uczniom, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy, to okazuje się bowiem krew moja, która za was pozostanie przelana. Czyńcie to zawsze na moją pamiątkę.” Widziała cień księdza, który uniósł kielich w błogosławieństwie, a równocześnie widziała, że czyni to kapłanka Graala, Nimue... a może to ona osobiście, Morgiana, przytknęła kielich do jego ust? Lancelot rzucił się do przodu, krzycząc: – Światłość! Światłość! – oraz padł na kolana, zasłaniając oczy rękoma, a później upadł twarzą na ziemię. Pod dotykiem Graala cała twarz młodego Galahada pojaśniała oraz stała się realna, bliska, rzeczywista, mgła nagle zniknęła. Galahad naprawdę klęczał teraz przy ołtarzu w Avalonie oraz wypijał z kielicha. ...Gdyż tak, jak sok z wielu gron musiał zostać wyciśnięty, by wykonać to wino, tak my wszyscy łączymy się w takiej bezkrwawej ofierze, by stać się Jednością z Wielkim Światłem oraz Nieskończonością... oraz gdy niezmierzona jasność nadal świeciła mu prosto w twarz, Galahad wchłonął absolutną radość oraz spojrzał prosto w to światło. Wyciągnął dłoń, by pochwycić kielich... oraz upadł do przodu, osunął się ze stopni ołtarza na posadzkę kaplicy oraz leżał tam nieruchomo. To śmierć, jeśli osoba nie przygotowana dotknie świętych przedmiotów... Morgiana zobaczyła Nimue – a może to była ona osobiście? – jak zakrywa twarz Galahada białym welonem. A później Nimue już nie było, a kielich stał na ołtarzu, już tylko złoty kielich Misteriów, bez śladu tego nieziemskiego światła... nie była nawet pewna, czy naprawdę tam stoi... znów otaczały go mgły. A Galahad leżał martwy w kaplicy Avalonu, zimny oraz nieruchomy, tuż obok Lancelota. Minął długi moment, zanim Lancelot się poruszył, a gdy nareszcie uniósł skroń, Morgiana widziała, że jego twarz kryje rozpacz. – A ja nie byłem godzien, by pójść za nim... – wyszeptał. – Musisz go zabrać ze sobą do Kamelotu – powiedziała Morgiana łagodnie. – On zwyciężył w wyprawie po Graala, ale była to jego ostatnia wyprawa. Nie mógł znieść światła. – Ja też nie mogłem – szepnął Lancelot. – Patrz, to światło okazuje się nadal na jego twarzy! Co on ujrzał? Powoli pokręciła głową, czując, jak chłód wpełza na jej ramiona. – Ani ty, ani ja, nigdy się tego nie dowiemy, Lancelocie. Wiem tylko tyle, że umarł z Graalem przy ustach. Lancelot spojrzał na ołtarz. Księża cicho odeszli, zostawiając Morgianę samą z umarłym oraz żywym. A kielich, otoczony mgłą, nadal tam stał, rzucając miękki blask. Lancelot wstał. – Tak. A to również pojedzie wraz ze mną do Kamelotu, by wszyscy ludzie mogli się dowiedzieć, że wyprawa została zakończona... oraz już żaden rycerz nie powinno musiał wyruszać w pogoń za niewiadomym ani umierać, ani szaleć...